Skip to main content

Wspieramy młode talenty. Rozmowa z polskim artystą malarzem Robertem Jabłońskim-Worldem
Dziewczyna z okładki National Geographics
Foto: Archiwum Roberta Jabłońskiego
Marylin Monroe 2013
Foto: Archiwum Roberta Jabłońskiego
Znakiem rozpoznawczym prac Roberta Jabłońskiego są kolorowe trójkąty
Foto: Archiwum Roberta Jabłońskiego
Wywiad dla Polish Daily News, Nick Sadowski

Czy jako młody chłopak mazałeś po okładkach zeszytów jakieś bazgroły, okrągłe, półokrągłe, kwadratowe?
Tak, przemalowywałem w gazetach wszystkie pierwsze strony, domalowywałem twarzom wąsy, jakieś kolczyki i ozdoby.

Czy twoi rodzice wiedzieli, że masz talent, pomogli ci go rozwinąć?
Myślę, że tak – to znaczy mama, bo tylko ona mnie wychowywała – ale przede wszystkim sam musiałem się odnaleźć.

Od kiedy malujesz?
Zacząłem malować, gdy miałem około dwudziestu lat. Moje trójkąty powstają od jakiś czterech, pięciu lat.

W życiu artysty jest taki moment, kiedy zaczyna rozumieć, że to jest właśnie jego droga; kiedy ty doznałeś tego uczucia?
Jako młody chłopiec często chodziłem do pracowni mojego wujka malarza. Nie wiedziałem wtedy, że to też będzie moja droga w życiu. Interesowały mnie wówczas film, muzyka. Chęć do malowania zaistniała jakoś samoczynnie. Zainspirowany Williamem Turnerem i pracami wujka zacząłem obserwować naturę, tworząc malarskie plenery i samodzielnie dochodząc do osobistego warsztatu i treści obrazów. Konsekwentnie upraszczając elementy obrazu doszedłem do techniki prostych, różnobarwnych form, na które składają się kolorowe trójkąty. Maluję nimi świat – świat kolorowych trójkątów.

Ile w twoich pracach jest talentu, a ile jest warsztatu i ciężkiej pracy?
Nie wiem, tego nie da się wymierzyć. To jest jak woda, zawsze się przelewa, z góry na dół, w prawo, w lewo. Trójkąty są we mnie cały czas i tak je pokazuję.

Czy pomysł na obraz rodzi się długo? Stajesz przed płótnem czy materiałem, na którym malujesz, i po prostu ręka ci sama idzie. Czy najpierw wszystko rodzi się w twojej głowie?
Maluję to, co lubię i to, co widzę. Maluję różne rzeczy, które mnie otaczają, jak chociażby ładowarki od iPhone’a. Wszystko, co widzę, w pewien sposób mnie pochłania. Inspiruje mnie miłość, człowiek – to jest, według mnie, najważniejsze.

Wspomniałeś o Turnerze. Czy dzieła innych artystów też są dla ciebie inspirujące, np. Picassa, Kandinsky’ego?
Tak, kolorowe trójkąty można porównywać do Picassa, ale taką największą moją inspiracją jest William Turner, choć to monochromatyczne obrazy i całkiem z innej bajki. Ale dzisiaj jak najbardziej jaram się malarstwem Picassa…

A z polskich artystów czerpiesz inspiracje?
Tak, oczywiście. Z mojego miasta jest to artysta Tomasz Sętowski. Pokazał mi drogi, gdzie można dalej wybiec, poza nasze okolice. Na pewno też mój wujek, malarz Zbigniew Bereszka.

Polska szkołą plakatu znana jest na całym świecie. Jak daleko tobie do tej formy?
Nie, to jest zupełnie inna bajka. To jest inna wrażliwość. Zupełnie inny pogląd na świat.

A co teraz przed tobą?
Finał wyborów Miss Egzotica w Blue City w Warszawie, gdzie będzie można zobaczyć mój obraz przedstawiający ambasadorki Miss Egzotica. Będzie on wystawiony na licytację, z której środki zostaną przekazane na szczytny cel.

Wiem, że jedziesz z wystawą do Nowego Jorku…
Tak, niedługo będzie moja wystawa w Nowym Jorku, organizowana przez polski konsulat. Bardzo się z tego cieszę. Część tych obrazów jest z kosmosu, część z ziemi, ale mam nadzieję, że będzie dobry odbiór.

Jesteś jedynym artystą z Polski na tej wystawie?
Nie, jest jeszcze kilka osób. Będę w dobrym towarzystwie – jest parę fajnych nazwisk.

Czego się spodziewasz po tej wystawie?
Kiedyś chciałem, by mój obraz wisiał w galerii. Później miałem inne marzenia. A w zeszłym roku wymarzyłem sobie wystawę w Nowym Jorku. Nie sądziłem, że aż tak szybko się spełni. Naprawdę nie wiem, co mi to wydarzenie przyniesie…

Masz już na swoim koncie wystawy albo prezentacje.
Jedna z pierwszych, którą udało mi się zrobić, była w Paryżu – pokazywałem na niej moje kolorowe trójkąty. Potem były wystawy w Bergen w Norwegii, w Warszawie, w Holandii, no i parę jeszcze innych w Polsce i na świecie.

Jeśli ktoś chciałby zobaczyć twoje prace lub dowiedzieć się więcej o tobie, czy jest jakaś strona internetowa, na którą mógłbyś zaprosić?
Zapraszam na Facebook Robert Jablonski-World albo na stronę jablonskirobert.com. I oczywiście zapraszam wszystkich na moją nowojorską wystawę. Cieszę się, że Nowy Jork wreszcie zobaczy moje kolorowe trójkąty.

Robert Jabłoński – artysta malarz, ur. w Częstochowie, rocznik 1982. Tworzy przede wszystkim obrazy figuratywne, kubistyczne, a jego znak rozpoznawczy to kolorowe trójkąty. Są one również na okładce tomiku wierszy, który niedawno wydał. Ma na swoim koncie wystawy krajowe, a także we Francji, Holandii, Norwegii. Jego prace znajdują się w wielu kolekcjach prywatnych, m.in. w: Stanach Zjednoczonych, Szwajcarii, Anglii, Irlandii, Belgii, Holandii, Norwegii, Francji, we Włoszech i Niemczech.

_______________jabłoński sera 2

zdjęcie 1

10151560_587653608019718_1392682402_n

3

SONY DSC